niedziela, 2 sierpnia 2015

Wakacje, wspominki i pieczona marchewka


6 miesięcy - tyle zajęło mi, żeby po raz kolejny przypomnieć sobie o istnieniu mojego bloga. Nie przestałam jednak pisać, mam już na koncie jeden wiersz i jedno opowiadanie w trakcie realizacji.
Za każdym razem po dłuższej przerwie mówię, że wiele się wydarzyło. Tym razem jest nie inaczej, a to co tu opiszę jest tylko znikomym procentem moich przygód dnia codziennego. Wszystko minęło mi wyjątkowo szybko, nawet nie zdążyłam zauważyć, a już skończyłam chodzić do szkoły. Szczerze mówiąc, nie miałam czasu się nudzić - sama narzuciłam takie zawrotne tempo.

Może powinnam zacząć od początku. Zapomniałam wspomnieć o 17 marca - urodzinach moich i mojego bloga. W tym roku świętowałam cały tydzień, jak szaleć to z przytupem! Spaghetti na obiad, torty, batony i wszystko na co miałam ochotę. Kompletna rozpusta i lenistwo, cudowne.



W ostatni dzień przed świętami Wielkanocnymi złamałam palca (zawsze wymyślę coś na swoje wytłumaczenie, żeby tylko nie sprzątać). I, uwaga, to była moja pierwsza złamana kość - historyczne wydarzenie.
Odkryłam w sobie powołanie małego hokeisty, więc na zawodach grałam tak zażarcie, że złamałam palca razem ze swoim kijem. Szczerze mówiąc, to nawet nie poczułam - zagrałam mecz do końca, tylko później palec wyglądał nie do końca tak jak powinien. W ten właśnie sposób przez kilka tygodni wskazywałam przechodniom drogę albo, jak kto woli, zgłaszałam się do odpowiedzi.










Poza powołaniem do hokeja odkryłam swoje zamiłowanie do jazdy rowerem, a szczególnie moją białą strzałą, którą jeżdżę z Sewerynem na kilkugodzinne wycieczki. Do tego trochę siłowni, kawałek maty na podłodze w pokoju i czuję, że w końcu pożytkuję moją zbytnią energię. Niedługą będę kazała na siebie mówić Chodakowska, a co! Od jakiegoś czasu wykazuję też chęć do gotowania, nie wiem, ile to jeszcze potrwa, ale pieczone marchewki z rozmarynem to ósmy cud świata!



I tak właśnie dobiegamy do końca roku - odebrałam świadectwo i jestem w trakcie odpoczywania. W pamiętniku co wieczór opisuje, co ciekawego zrobiłam każdego dnia. Oby ten entuzjazm udzielał mi się aż do września, bo mam jeszcze w zanadrzu masę planów i pomysłów.

Do tej pory odwiedziłam Berlin (może kiedyś uda mi się o tym napisać), wygrzewam się na leżaku w przydomowym ogródku i kąpie się w basenie. Czytam książki, oglądam dobre filmy, pije litry dobrej kawy, piszę bloga i robię selfie. Mnóstwo selfie.







2 komentarze:

  1. Bardzo fajny taki post. Świetny mix zdjęć :)

    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super post i fajnie, że wróciłaś :)

    kicuu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Napisz coś oryginalnego i daruj sobie złośliwości :)
xoxo, Aleksandra