,,Czas na miłość"- film, na który trzeba było mnie namawiać i po prostu zmusić, żebym go obejrzała. Nie lubię komedii romantycznych, ale gdy już coś leci, to śledzę z zainteresowaniem. Zdecydowanie w tej kwestii mogę określić się mianem hipokrytki.
Kończąc 21 lat Tim Lake odkrywa, że może podróżować w czasie.Postanawia więc uczynić świat lepszym, znajdując sobie dziewczynę. Po tych dwóch zdaniach doszłam do wniosku, że to będzie typowa komedia krążąca wokół miłości, potem nadejdzie jakiś zwrot akcji, ale ostatecznie zakończy się uroczym happy endem. Film lekki, troszkę głupawy i niewymagający zbytniego myślenia. Jednak jaki tak naprawdę był?
,,A co jeśli każdą chwilę możesz przeżyć jeszcze raz?", czyli główny motyw filmu. Umiejętność podróżowania w czasie i poprawiania swoich błędów. Zdecydowanie mogłabym być jej posiadaczką. Główny bohater może dzięki temu uniknąć wielu nieprzyjemnych zdarzeń, jednak nie wszystkich. Tu mam na myśli moment, w którym siedziałam z moją siostrą i płakałam. Mam wrażenie, że z nią po prostu dobrze mi się płacze. Nie będę jednak zdradzać, o co mi chodzi. Cóż to za krytyk, który zdradza szczegóły filmu?
Czego więc może nauczyć ten film? Na pewno nie uciekania od problemów! Cieszenia się każdym najmniejszym momentem I doceniania bliskich osób. Nie żyjemy tylko dlatego, żeby przeżyć dzień i pójść spać. Pora na słowo, które wypowiadam zawsze, gdy coś mi się podoba: POLECAM! To ostatnie minuty filmu zadecydowały o tym, że chciałam go z czystym sercem każdemu polecić.