Walentynkowa pogoda naprawdę mnie zaskoczyła, toć to prawie wiosna! Mimo całej otoczki 14 lutego, lubię ten dzień. Co roku jest wyjątkowy, i tak, oczywiście mówię to dlatego, że mam go z kim spędzać. W tym roku prezenty miały być low-bugdet, więc wpadłam na mało oryginalny pomysł i zrobiłam babeczki. Do tego trochę czekoladek z uroczymi podpisami na serduszkach, specjalna walentynkowa kartka i już, gotowe!
Seweryn natomiast powitał mnie z kwiatami i, uwaga, sam zrobił mi obiad. Z ilością trochę przesadził, ale jeśli już ujawnił swoje umiejętności, to zawsze będzie nam gotował!
Seweryn natomiast powitał mnie z kwiatami i, uwaga, sam zrobił mi obiad. Z ilością trochę przesadził, ale jeśli już ujawnił swoje umiejętności, to zawsze będzie nam gotował!
Natomiast piątek trzynastego był naprawdę przedziwny. Jak już wspominałam, pojechałam do Olsztyna na konkurs o prawach pracy. No i dostałam wyróżnienie - wspaniały pracodawca to ja. Za rok zajmę nawet pierwsze miejsce, a co!
Kiedy wróciłam z wieczornych odwiedzin Seweryna (i chwalenia się moim sukcesem), postanowiłam dokończyć robienie walentynkowego prezentu. Tym razem padło na babeczki czekoladowe z białą czekoladą w środku. Podczas gotowania niczym w kolejnym odcinku Master Chefa, usłyszałam pukanie w okno. Serce podeszło mi do gardła, jednak pomyślałam sobie: "To pewnie mój tato robi sobie żarty", niepewnie otworzyłam drzwi, wyjrzałam - nie było nikogo. Kiedy moja mama powiedziała mi, że słyszała pukanie i zapytała się, czy ktoś przyszedł - mentalnie umarłam, a jednak nie zdawało mi się. To będzie najskuteczniejsza dieta w moim życiu, bo przez najbliższy czas będę bała się wejść do kuchni po zmroku. Oby to nie był Jason z "Piątku 13".
A dzisiaj? Ubrałam się już na wiosennie, by pójść z Sewerynem do kościoła i, niestety, tak mnie przewiało, że ledwo mówię. Chociaż ochłodziłam sobie mózg, bo moje humorki dawały się wszystkim we znaki, to jednak przez kolejny tydzień będę smarkać, kichać i kaszleć. Jak nie jedno to drugie.
Przy okazji chciałam złożyć życzenia mojej najwierniejszej fance Joli, która zamiast urodzić się 14 lutego w dzień zakochanych, urodziła się dzień później - w dzień singla. Poza tym jest moim dzielnym towarzyszem na wf, jednak jeśli nie jesteśmy razem w drużynie, potrafi nieźle kopnąć mnie piłka w twarz.