sobota, 31 października 2015

Jesien, brokat, barok i sniezna rocznica


Mój ulubiony miesiąc roku (poza grudniem, oczywiście) dobiega końca, a nawet tego nie zauważyłam. Wpadłam w wir obowiązków i szaleńczej nauki, co pochłonęło mnie do tego stopnia, że zapomniałam o całym świecie. Zbiory zadań z chemii i stare repetytoria z biologii zagościły na moim biurku na dobre, co nie do końca jest szczytem moich marzeń. Do tej pory nie jestem przekonana, co do słuszności moich decyzji. Frustracja narasta proporcjonalnie do ilości materiału, który mnoży się z dnia na dzień. Cały dział o tym jak płynie woda w roślinach? W górę, ot co. Ale ten dzień, 30 października, jest moim dniem. Upragnionym dniem odpoczynku, którego tak bardzo mi brakowało. To dzisiaj rzucam wszystko w kąt. Metaforycznie, oczywiście. Trochę szkoda byłoby mi tych wszystkich książek...

Jestem osobą, która uwielbia ozdabiać pokój zgodnie z obowiązującą porą roku. Jesieni, trwaj cały rok. Dynie, brokatowe liście, rzadko podlewane (niecelowo, ups) wrzosy, ogromne ilości pachnących świeczek, przez które boli mnie głowa i co rusz muszę wietrzyć pokój, to jest prawdziwa jesień! Książka, której użyłam do prostowania liści to, wbrew pozorom, nie jest Biblia. To przeogromny zbiór przygód Sherlocka Holmesa. Czytanie jej nie należy do najprostszych ze względu na dosyć duże gabaryty, ale czego nie robi się dla Sherlocka Holmesa, nie oszukujmy się.


5 października mieliśmy z Sewerynem kolejną rocznicę. Uwaga, jesteśmy parą już 3 lata. Jeszcze trochę a będziemy mieć staż jak niejedno stare małżeństwo. Jestem bardzo dumna, że wytrzymaliśmy razem tak długo i kompletnie się sobą nie znudziliśmy. Sama nie mogę w to uwierzyć! Setki kilometrów spacerów, milion buziaków, tysiące filmów, wspólne uczenie, wszystkie kiepskie żarty, wywrotki na lodzie, gładzenie po szyi, czekolady na gorszy dzień, pikniki, randki w kinie, głupie zdjęcia i dziwne miny.
W tym roku mój model nie dał przekonać się na zdjęcia. Ja jednak jestem nieugięta i czekam na pierwszy śnieg, a co za tym idzie - spóźniony post o tak superważnym dla nas dniu. Brokat na mojej ręce to wcale nie jest unikatowy dodatek do zdjęcia, ale muszę przyznać, że wygląda całkiem nieźle.


 
Zwieńczeniem (ostatnio moje ulubione słowo) października jest Halloween. W zeszłym roku robiłam na tę okazję dyniowe ciasteczka, a w tym - co tu dużo mówić - rozleniwiłam się jestem fit, nie jem glutenu, brzydzę się cukrem i, niestety, nie udało znaleźć mi się odpowiedniego przepisu. Ale kłamczucha to chyba byłaby ze mnie kiepska, co?

Piosenka z roku 1965, którą śpiewam cały czas. Dosłownie CAŁY. Jedyne, co mi pozostało, to nauczyć się tego układu tanecznego, a każda impreza będzie moja.

xoxo,
długo wyczekiwana Aleksandra


1 komentarz:

Napisz coś oryginalnego i daruj sobie złośliwości :)
xoxo, Aleksandra